Bajecznie kolorowo i nieprawdopodobnie brudno, cholernie gorąco na zewnątrz i ku&@L$ zimno wewnątrz, przerażająco niebezpiecznie na drogach ale z drugiej strony super ekscytująco, czasem potwornie śmierdzi gównem ale za to kilka kroków dalej pachnie kadzidlem/przyprawmi i tak na każdym kroku, za każdym rogiem czeka niespodzianka, kontrast, wyzwanie, zaskoczenie, wstręt lub niedowierzanie. Incredible India!
O zabytkach światowej klasy nie ma się co rozpisywać, bo ile tego w Indiach jest do zobaczenia to każdy wie, jedyne co można dodać to to, że nawet gdyby ich nie było i tak warto tutaj przyjechać, bo jest to kraj wyjątkowy przede wszystkim ze względu na LUDZI. To oni sprawiają ze jest tak niepowtarzalnie, kolorowo i egzotycznie...
Pierwsze 24 godziny upłynęły pod znakiem zaginionego bagażu (zawsze musi być ten pierwszy raz), czterdziestostopniowego upału (gdzie temperatura odczuwalna wynosiła okolo 45 stopni), 90% wilgotności powietrza, potu lejącego sie dosłownie strumieniami i totalnego wariactwa na drogach.
Od pierwszych chwil towarzyszyło nam wrażenie, że z całą pewnością przebywamy na innej planecie, na której nie obowiązują żadne zasady i rzeczy niemożliwe dzieją sie tutaj na porządku dziennym. Wcale aż tak nie śmierdzi jak powiadali, a klimatyzacji rzeczywicie nie można wyłączyć, w związku z tym wchodzi sie dziesiątki razy dziennie z pieca do lodówki w której zimne powietrze doslownie odrywa łeb.
RZYM > MONACHIUM > DELHI > GROBOWIEC MUGHAL EMPEROR HUMAYUN > MECZET JAMA MASJID > ŚWIĄTYNIA SIKHIJSKA GURUDWARA BANGLA SAHIB
GURUDWARA BANGLA SAHIB SIKH TEMPLE
TOMB OF THE MUGHAL EMPEROR HUMAYUN
Na drogach można spotkać dosłownie wszystko: obladowane do granic możliwości ciężarówki, riksze, tuktuki, rowery z wszelkiej maci ładunkami trzymającym sie na słowo honoru, motory i motorki w rożnych konfiguracjach (do 6-ciu osób na pokładzie w tym niemowlęta i psy), bzykajace sie kozy tudzież osiołki, stada krów, pawie, węże, warany, dromadery, antylopy i... wylegujących sie w huku klaksonów ludzi...
Klakson to w Indiach rzecz najwyższej wagi, służy do obwieszczania całemu światu, oto nadjeżdżam i nikt i nic mnie nie powstrzyma. Trąbię więc jestem. Z drogi bo nie zamierzam zrobić nic ponad trąbienie. Przy czym rządzi tutaj prawo silniejszego, tak więc po kolei: ciężarówki, autobusy, samochody osobowe, tuktuki i tak dalej. A nad tym wszystkim panuje krowa. Święta. Nie do ruszenia.
Tylko dla ludzi o mocnych nerwach... a osławieni neapolitańczycy mogliby się uczyć od swoich indyjskich braci:)
Tak więc poruszanie się po indyjskich drogach to traumatyczne przeżycie, setki krów i innego stworzenia na autostradach, samochody jadące pod prąd (nagminne), zdezelowane ciężarówki, wyprzedzanie z każdej strony, wciskanie sie na piątego i... to musiało sie wreszcie stać... przedostatniego dnia trzasnęliśmy krowę, przeżyła, ale prawdę mówiąc niesmak pozostał...
Z tymi krowami na prawdę jest problem... I żeby było jasne, to nie tak, że jedna krowa na godzinę... Ich są tysiące, wszędzie! Nawet na dwupasmowej autostradzie łączącej dwa duże miasta, co kilkaset metrów stadko, w najlepszym wypadku spacerujące poboczem, w najgorszym leżące na środku pasa!!! Te krowy są nie do ruszenia, nigdy w życiu włos im z głowy nie spadł więc wydaje im sie ze mogą wszystko i tak właśnie jest. Były takie odcinki autostrady, na których wręcz modliłam się żeby zasnąć, mimo że zazwyczaj nie spuszczam oczu z tego co za oknem. Stres permanentny.
I tylko czasem śmiać mi się chciało na myśl o tym jak mamusia mówili przed wyjazdem: "tylko błagam, nie rób głupstw, nie ryzykuj, nie nurkuj, nie skakaj na bungee"... Gdyby tylko wiedziała, że tutaj poruszanie się po drogach jest znacznie bardziej ryzykowne niż nurkowanie i bungee razem wzięte...
DELHI (przelot z Jet Airways)> JODHPUR > JAISALMER
ZŁOTE MIASTO JAISALMER > JEZIORO GADSISAR > FORT JAISALMER > ŚWIĄTYNIA RISHABHEDEVA > ŚWIĄTYNIA SAMBHAVNA > DOMY KUPCÓW (HAWELI) > WIOSKA SAM, W POBLIZU GRANICY PAKISTANSKIEJ > ESKAPADA NA GRZBIECIE DROMADERA I ZACHÓD SŁOŃCA NA PUSTYNI THAR
Z całą pewnością piękna i niezapomniana podróż ale prawdopodobnie będzie rozczarowany ktoś, kto spodziewa się spektakularnych widoków rodem z filmów przyrodniczych. Krajobrazowo marniutko (oczywiście moim skromnym)... owszem dużo zabytków, świątyń, fortec, pałaców do tego jak już wspominałam bardzo barwni ludzie ale jeżeli chodzi o przyrodę to szału raczej nie ma, płasko a do tego owszem zielono ale monotonnie, tak jakoś nijako...
O kuchni indyjskiej aż boje się wypowiadać, mając na uwadze, że ma ona tylu zagorzałych zwolenników a ja na jej temat raczej nie mam nic dobrego do powiedzenia:) Powiem tylko tyle, że od pierwszej chwili nie polubiłyśmy się. Miałam wrażenie, że nie jedzą tam nic innego niż kurczaki i ryż w różnych konfiguracjach i z różnymi warzywami ale wszystko doprawione taką ilością przypraw, że oczy wychodziły z orbit, tak że summa summarum każda potrawa miała (jak dla mnie) taki sam smak... smak przypraw. I była niejadalna. Nic, na prawdę nic, nawet gdybym bardzo chciała nie potrafię przypomnieć sobie żadnego smacznego akcentu. Inna sprawa, że po kilku latach spędzonych we Włoszech pewnie nie potrafię być obiektywna:)
Dosyć powiedzieć, że po tygodniu diety ryżowo-kurczakowej przechodzącej, w miarę rozczarowania, w dietę frytkową udało mi się zrzucić kilka kilo. Owocowo też słabo, non stop tylko arbuz i ananas ale muszę przyznać że gdyby nie one to byłaby czarna rozpacz. Kuchnia indyjska to zdecydowanie nie moje klimaty ale rozumiem że komuś kto lubi przyprawy może bardzo smakować.
Wygląda na to, że biały turysta jeszcze nie spowszedniał, a w niektórych rejonach (np. okolice Jaisalmer) jest wciąż rzadkością, świadczyć o tym mogą zaciekawione spojrzenia kobiet i dziesiątki zdjęć o które mnie proszono kiedy tylko pojawiałam się bez "obstawy". Uśmiechy wciąż jeszcze szczere, ręce na które kładziesz coś do jedzenia jak na razie nie cofają się w geście rozczarowania, że nie jest to moneta.
JAISALMER > FORT POKHRAN > JODHPUR (BŁĘKITNE MIASTO) > MAUSOLEUM JASWANT THADA > TWIERDZA MEHRANGARH > BAZAR SADAR JODHPUR
Jest kilka takich obrazów, które przewijają w pamięci kiedy myślę o Indiach, jednym z nich są z pewnością czerwone plamy sari na soczyście zielonych polach Radżastanu, tak czerwone, że widać je z odległości kilkuset metrów. Bo trzeba wiedzieć, że w Indiach kolory są prawdziwie kolorowe, wibrujące, magiczne. Na każdym kroku w oczy rzuca się bieda... ale jakże kolorowa.
Jak to zwykle bywa w krajach słabo rozwiniętych kobieta haruje jak wół. Pracuje za siebie i za swoją brzydszą połówkę, która najczęściej odpoczywa uwalona przy drodze. Częstym widokiem są grupy kobiet w tradycyjnych, kolorowych sari pracujących przy budowie dróg, z kilofami w dłoni, w głębokich na 1,5 metra rowach przy czym obowiązkowo czuwa nad nimi kilku mężczyzn w roli kontrolerów jakości, jak sądzę.
Kotów brak, przez cały ten czas widzieliśmy tylko jednego i to przez ułamek sekundy. Za to psów od groma, wychudzone do granic możliwości, często wystraszone i z chorobami skóry, czytałam że w stadach bywają niebezpieczne ale te które spotykaliśmy ledwo słaniały się na nogach i patrzyły takimi smutnymi oczami że czasem aż ściskało w gardle.
UDAIPUR (ZWANY TEŻ BIAŁYM MIASTEM LUB MIASTEM JEZIOR) > PAŁAC MIEJSKI > MUZEUM > ŚWIĄTYNIA JAGDISH > REJS STATKIEM PO JEZIORZE PICHOLA > JAG MANDIR UDAIPUR (PAŁAC NA WODZIE)
Podczas pobytu w Radżastanie mieliśmy okazje poruszać się różnymi środkami lokomocji co i Wam polecam (z wyjątkiem słoni ale o tym za chwilę). I tak na pustyni w okolicach Jaisalmer odbyliśmy fantastyczną eskapadę o zachodzie słońca na grzbiecie dromadera, w Starym Delhi karkołomną przejażdżkę rikszą rowerową (chyba najmocniejszy punkt całego wyjazdu, gorąco polecam, tylko nie bać się, a poddać szaleństwu:), w Dźodhpur przejechaliśmy wąskimi uliczkami starego miasta na pokładzie poczciwego TukTuka, w Udajpur popłynęliśmy łodzią motorową po jeziorze Pichola do Pałacu na Wodzie, a do Fortu Amber w Dźajpur dostaliśmy się na grzbiecie słonia. Ze słoniami sprawa jest taka, że drugi raz już bym tego nie zrobiła i niniejszym każdemu z Was odradzam. Traktowane są potwornie, czego namiastkę widać z resztą na jednym z filmików, odchodzi tak zwane pranie i patrzenie czy równo puchnie, kłucie za uszami, kopanie i cała reszta, do tego stopnia że nasz słoń mimo grubej skory miał krew za uchem, na moje pytanie co mu się stało, poganiacz zaczął się gęsto tłumaczyć, że niby słonie walczyły ze sobą i pokaleczyły się ciosami... których notabene nie mają. Przy tej okazji warto zwrócić uwagę na twarze poganiaczy, porządnego człowieka wśród nich nie uświadczysz. Nigdy więcej.
I żeby było jasne, nie twierdzę, że Indie widziałam, zobaczyłam Radżastan czyli tak na oko 1/28 Indii i o tej właśnie częsci piszę. Powiadają, że żeby w miarę dobrze poznać Indie trzeba by było przyjechać tutaj co najmniej sześć razy albo posiedzieć kilka miesięcy. Tego sobie i Wam życzę.
"Oto Indie! Kraj marzeń i romantycznych wzruszeń, bajecznego bogactwa i niewiarygodnej nędzy, wspaniałości i bladych promyków nadziei, pałaców i lepianek, karłów i gigantów, kobr i słoni, kraj stu narodów i stu języków, tysiąca religii i dwóch milionów bogów, jedyny kraj, który wszyscy pragną ujrzeć, a raz ujrzawszy, choćby tylko przelotnie, nie zechcą oddać ujrzanego obrazu za wszystkie widoki świata razem wzięte." (Mark Twain)